Lubicie baśnie? Bo my bardzo. Dzięki nim możemy się przenieść do świata, gdzie wszystko jest prostsze, a dobro zwycięża w walce ze złem. Usiądźcie wygodnie w fotelu i poczytajcie o pewnym niesfornym Duszku, radolińskim młynarzu i jego dzielnych synach.
Baśń została napisana przez Krzysztofa Szymańskiego na konkurs literacki „Golinianie dzieciom”. Przepiękne rysunki wykonała natomiast Bernadeta Kucharska. Zbiór „Golinianie dzieciom” został wydany i jest dostępny w Bibliotece Publicznej w Golinie. Miłej lektury!
O radolińskim młynarzu
Dawno, dawno temu rzecz się działa w Radolinie, gdzie struga kawnicka płynie (miejscowi to miejsce Jeziórkiem nazywają). Stał tam młyn z kołem wielkim i chatą wspaniałą. Mieszkał w niej młynarz Michał z żoną i dwoma synami – Świętopełkiem oraz Piotrem. Wszyscy codziennie ciężko pracowali, mieląc złote zboże na mąkę wielkimi kamieniami. Woda koło młyńskie powoli kręciła i tak sobie żyła spokojnie rodzina. Michał jako człek prawy był powszechnie szanowany.
Dobrych ludzi także spotykają nieszczęścia. Młynarz chwilę nieuwagi przypłacił zdrowiem. Spadł mu na głowę ciężki wór mąki. Odniósł poważne rany i zapadł w śpiączkę, leżał kilka dni bez życia. Synowie stracili już nadzieję.
Pewnego dnia do Świętopełka dotarły wieści, że w lasku, wśród starych dębów, nad brzegiem Warty, w chatce na pagórku mieszka znachorka Jadwiga, która umie leczyć wszelkie boleści. Opowiedział o niej matce. Do późnego wieczora zastanawiali się, co robić. Uradzili, że starszy z chłopców poprosi kobietę o pomoc.
Nazajutrz o świcie Świętopełek spakował trochę jedzenia i pożegnał się z rodziną. Maszerował raźno, podśpiewując pod nosem, by dodać sobie odwagi. Wkrótce ujrzał chatkę. Była bardzo licha – dach chylił się ku ziemi, a drzwi ledwie się trzymały.
– Hop, hop! Jest tu kto? – zawołał Świętopełek lekko drżącym głosem.
– Tak, a kto pyta? – usłyszał zza drzwi
– Świętopełek, syn młynarza Michała.
– Znam twego ojca. On Cię przysłał?
– Ojciec mój jest ciężko chory.
– A cóż ja na to mogę poradzić? – zapytała ze śmiechem znachorka.
– Tylko ty możesz pomóc ! Nie pozwól, by tatko zmarł! – zapłakał chłopak.
– Zgoda, ale musisz mi przynieść trzy rzeczy: wodę zaczerpniętą ze źródełka Zdrojek, kwiat z sadzawki, zabrany podczas pełni, i woreczek pyłku, który najtrudniej zdobyć. Ma go tylko Duszek, mieszkający w starym jesionie. Wychodzi z niego o północy podczas pełni. Bacz pilnie, by Cię ten psotnik nie obsypał pyłkiem, bo wtedy zaśniesz kamiennym snem, a on zamknie cię na wieki w drzewie – objaśniła znachorka
– Przyniosę ci to, czego potrzebujesz, lecz obiecaj, że uzdrowisz mego ojca.
– Przyrzekam, idź już, bo czas nagli, uważaj na Duszka – odpowiedziała staruszka.
Świętopełek pożegnał się z Jadwigą i ruszył w dalszą drogę. Dotarłszy nad Zdrojek, nabrał wody w bukłak. Zadowolony wybrał się do parku, gdzie na tafli sadzawki o północy zakwitnie złoty kwiat. Chłopak, zmęczony trudami dnia, spoczął w cieniu potężnego jesionu. Zasnął, zapominając o przestrodze znachorki. Nagle w konarach zaskrzypiały małe drzwiczki, ukazał się w nich Duszek, który od razu wypatrzył Świętopełka. Mały psotnik obsypał śpiącego pyłem, po czym zniknęli obaj w pniu drzewa.
Tymczasem w młynie matka wypłakiwała oczy, czekając na syna. Po trzech dniach bez wieści uściskała Piotra i wyprawiła go po lekarstwo. Ten, choć młodszy i słabszy, był sprytniejszy od starszego brata. Po wysłuchaniu wskazówek znachorki bez przeszkód dotarł nad Zdrojek. Po nabraniu wody, ruszył do parku. Musiał jednak cierpliwie poczekać, by zerwać kwiat. Zmęczony położył się pod wielkim jesionem i zasnął. Obudził go dziwny dźwięk. Okazało się że to Duszek, który wyszedł na spacer, gra na fujarce. Pamiętając o przestrodze, Piotr szybko się schował. Był cierpliwy i sprytny. Zauważył, że Duszek ma okrągły brzuszek.
– Na pewno lubi słodycze – pomyślał chłopak, wpadając na pewien pomysł.
Położył worek na ziemi i rozwiązał go, by po okolicy rozniósł się zapach ciasta, a sam się ukrył. Kiedy woń dotarła do Duszka, ten, nie mogąc się oprzeć, wszedł do środka. Piotr tylko na to czekał, szybko zawiązał worek i uwięził łasucha. Duszek błagał, by go wypuścić.
– Puszczę cię, jeśli mi pomożesz – obiecał Piotr
– Czego chcesz? Zrobię wszystko.
– Potrzebuję twojego woreczka z pyłem.
– A po co? – zdziwił się Duszek.
– Mój ojciec jest chory, z twojego pyłku powstanie lek dla niego – cierpliwie tłumaczył Piotr.
– Nie oddam woreczka za darmo! – zdenerwował się Duszek.
– Czego żądasz?
– Ciasta z jagodami. Będziesz mi je przynosił co miesiąc.
– Zgodzę się, jeśli powiesz mi, czy wiesz coś o Świętopełku.
– Jest u mnie na służbie – odparł Duszek – Przysięgnij, że zjem takie ciasto co miesiąc.
– Hola, Hola. Najpierw poproszę woreczek, żądam także, byś uwolnił mego brata.
Zapadła cisza. Po chwili Duszek się odezwał:
– Wygrałeś, wypuść mnie.
Piotr rozwiązał worek, a mały więzień natychmiast wyskoczył na zewnątrz. Zagrał na fujarce, a Świętopełek pojawił się koło jesionu. Bracia uściskali się na powitanie, Piotr wyciągnął rękę po pyłek, zapewniając Duszka, że nie zapomni o złożonej obietnicy. Po czym chłopcy udali się nad sadzawkę, gdzie w blasku księżyca lśnił piękny, złoty kwiat. Piotr bez zastanowienia wskoczył do wody, by go zerwać. Bracia, mając wszystkie składniki, ruszyli do Jadwigi.
Znachorka była zdziwiona, że im się udało. Nie cieszyło jej to, jednak przyrządziła lekarstwo dla Michała. Chłopcy mogli wracać do domu.
Dotarli do młyna w samą porę. Michał był już bardzo słaby, lecz leczniczy wywar przywrócił mu siły. Nie upłynął nawet tydzień, a choroba odeszła w niepamięć.
Jednak Piotr nie zapomniał o przysiędze. Co miesiąc wędrował z jagodowym ciastem pod stary jesion, rosnący w parku w Radolinie. Zaprzyjaźnił się z Duszkiem, więc bardzo lubił go odwiedzać.
Czy wszystko wydarzyło się naprawdę? Ależ tak. Na własne uszy tę opowieść od Piotra usłyszałem i Wam, Drogie Dzieci, opowiedziałem. Zawitajcie do Radoliny, przekonacie się, że Jeziórko, gdzie stał młyn wodny, istnieje, podobnie jak pagórek w lasku dębowym, na którym znajdowała się chatka Jadwigi. Zaczerpnijcie wody ze źródełka Zdrojek. Odpocznijcie w cieniu starego jesionu. Przyłóżcie ucho do pnia, jeśli będziecie miały szczęście, usłyszycie cichutkie szmery. Złudzenie? A może to Duszek gra na fujarce? Któż to wie?
Opowiadał Krzysztof Szymański – rodowity mieszkaniec Radoliny, w latach 2011-2014 sołtys tejże wsi. Lokalny patriota i działacz społeczny, pracujący dla dobra wspólnego w strukturach Wielkopolskiego Stowarzyszenia Odnowy Wsi „Nasza Radolina”. Ilustracje do bajki wykonała Bernadeta Kucharska.